sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 50 - "Może i dobrze, że życie nie jest wieczne, bo wiem, że przyjdziesz do mnie jeszcze"


Ostanie tydzień był najgorszy. Nie wstawałam, praktycznie cały czas spałam, albo prowadziłam krótkie rozmowy z przyjaciółmi. Mój organizm nie zgadzał się, aby rozmowy trwały dłużej niż półgodziny, ponieważ później dostawałam ogromnego ataku. Gorączka trawiła moje ciało od dłuższego czasu i żadnym sposobem nie dało się jej zbić.
Jest niedziela. Na chwilę odzyskałam świadomość. Jestem wstanie myśleć bez żadnego większego wysiłku. Siedzi przy mnie Jay z Kacprem na rękach. Ja głaskałam synka po główce. Nie było z nami nikogo. Jakby wszyscy wiedzieli, że mój czas się zbliża. Jay nic nie mówił. Nie powiedział również, że mnie kocha, ale ja to wiedziałam. Jego słowa były zbędne.
- Kocham Was – powiedziałam z wysiłkiem
- My Ciebie też – powiedział Jay drżącym głosem.
Moja głowa opadła bezwładnie na jego ramię. Zamknęłam oczy, aby nabrać sił na wypowiedzenie kolejnego zdania. A trwało to bardzo długo. Każdy ruch, każde słowo sprawiało mi ogromny ból, a żeby nabrać sił na kolejną czynność i zdanie potrzebowałam bardzo wiele czasu. W końcu po dwóch godzinach siedzenia w ciszy i wspominania w myślach tego, co przeżyłam wydusiłam:
- Może i dobrze, że życie nie jest wieczne, bo wiem, że przyjdziesz do mnie jeszcze
***
- Może i dobrze, że życie nie jest wieczne, bo wiem, że przyjdziesz do mnie jeszcze
Te słowa były jej ostatnimi. Po nich zamknęła oczy na zawsze. Odeszła wtulona w Jay’a i z małym Kacprem na rękach. Jay wiedział, że już nic nie da się zrobić. Z jego brązowych oczu popłynęły łzy. Wziął swojego małego synka i wyszedł z sali na korytarz gdzie siedzieli wszyscy: przyjaciele i rodzina.
- To już koniec – wyszeptał i rozpłakał się jak małe dziecko.
Nikt ze zgromadzonych nie wiedział, co czuje. Byli małżeństwem tylko 18 miesięcy. Jay kochał ją nad życie. Dlatego przez pół roku nie koncertował z zespołem. Jego miejsce na ten czas zastąpił, Roger, który też był tutaj obecny. Wszyscy zaczęli płakać. Tylko mały Kacper spał najspokojniej w świecie. Stali tak jeszcze długo. Nikt nic nie mówił. Każdy zastanawiał się, dlaczego tak piękna i miła dziewczyna została zabrana z tego świata. Przecież miała męża, dziecko. Była młoda. Dużo życia przed sobą, ale widocznie Bóg widział jej miejsce obok siebie. W końcu stwierdzili, że musza iść, bo mały Kacper zaczął się dopominać jedzenia. Wsiedli do samochodów. Jay stał się nie obecny duchem. Wszystko robił sam. Karmił, przebierał, przewijał małego, kąpał. Starał się nie myśleć o tej, którą miał za dwa dni pochować. Rodzina zajęła się sprawami pogrzebu. Miała zostać pochowana w Niemczech tam gdzie odeszła z tego świata. Jay nie chciał żeby trumna była otwarta podczas pogrzebu, mimo, że miał taką możliwość. Znowu zaczął płakać. Nie ukrywał tego. Nikt nic nie mówił. Nikt go nie pocieszał. Wszyscy wiedzieli, że on tego nie chce. Po pogrzebie każdy poszedł do swojego domu. Jay po raz pierwszy od śmierci Ady został sam w ich wspólnym mieszkaniu. Wszedł do kuchni, w której żona przygotowywała mu i ich synkowi posiłki. Uśmiechnął się. Przypomniał sobie jak kochał patrzyć na nią krzątającą się przy kuchni. Następnie swoje kroki skierował do salonu. Tu sam nie wiedział czy się śmiać czy płakać. Tu dowiedział się, że zostanie jego żoną, tu dowiedział się, że zostanie ojcem. Spojrzał na kominek. Nad kominkiem była półka ze zdjęciami. Każde zdjęcie było z innego okresu czasu. Pierwsze, kiedy się jeszcze szczerze nienawidzili, drugie, gdy się przyjaźnili, kolejne, gdy byli para, gdy byli parą narzeczonych, małżeństwem, gdy Ada była w ciąży i widać było już jej brzuszek, z Kacprem na rękach. Spojrzał na synka, który spał u niego na rękach. Dopiero teraz zrozumiał jak wiele stracił Kacperek. Jego synek stracił matkę mając pół roku. Nie będzie jej pamiętać, bo kilka dni po jego narodzinach wyszło na jaw, że jest chora i że nie ma dla niej żadnego ratunku. Położył małego do łóżeczka. Sam nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Poszedł do ich sypialni. Otworzył szafkę nocną przy jej stronie łóżka. Zobaczył tam kopertę zaadresowana do niego. Otworzył ją i zaczął czytać list.
„ Kochany!
Piszę ten list, bo może nie będę miała odwagi powiedzieć Ci tego prosto w oczy. Z trudnością powiedziałam Ci o mojej chorobie. Ale tego nie mogłam Ci już powiedzieć prosto w oczy. Tego, co czuje. Wiem, że mało mówiłam Ci, ze Cię kocham. Ale dla mnie słowo „Kocham Cię” masz szczególną moc. Gdybym tylko wiedziała, że tak potoczy się moje życie na pewno słyszałbyś je częściej. Nie żałuje, żadnej z chwil. No może oprócz tej, kiedy ze sobą walczyliśmy. Gdyby nie ta walka może byli byśmy ze sobą dłużej? Nie wiem. I nie chce gdybać. Chce żebyś wiedział, że ja zawsze będę z Tobą. Nigdy Cię nie opuszczę nawet po śmierci. Wiem, że zaopiekujesz się naszym synkiem jak nikt inny. Proszę o jedno mów mu, że miał mamę, która go naprawdę bardzo mocno kochała.
Jeśli tylko pokochasz jakąś inną kobietę to bądź z nią. Nie chce abyś przeze mnie był dalej sam tylko z Kacprem. Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Bądź szczęśliwy.
                                                                                  Ada”

Usłyszał pukanie do drzwi. Poszedł je otworzyć. Za nimi stała Yasmin. Nic nie mówiąc przytuliła go. Jay zaczął płakać jak małe dziecko. Nie rozumiał, dlaczego ona. Przecież tak długo się o nią starał. Tak długo była nie dla niego. A teraz odeszła na zawsze. Dla niego poświęciła swoją naukę pracę.
Mijały, dni, miesiące i lata. Jay zrezygnował z zespołu, jego miejsce zajął Roger. Został menagerem swojego brata, który chciał zaistnieć w świecie gwiazd. Jego życzenie się spełniło dzięki Jay’owi. Samotny ojciec nie rozglądał się za innymi kobietami. W jego sercu nadal była tylko Ada.
Niestety US5 rok po śmierci Ady rozpadło się. Chłopcy zrozumieli, że US5 może istnieć tylko z Jay’em i nikt nawet, Roger go nie zastąpi.
Izzy i Kim żyli szczęśliwie. Nie starali się o kolejne dziecko… bynajmniej na razie nie. Wszystko układało im się zgodnie z planem. Kim zaczęła studia prawnicze i potem zaczęła pracować jako prawnik. Izzy natomiast poświęcił się temu, co umiał, czyli założył własną szkołę tańca. Oni żyli długo i szczęśliwie i zawsze razem pokonywali wszystkie problemy związane z ich małżeństwem jak i z wychowywaniem córeczki Anastazji, która wyrosła na śliczną dziewczynkę, która miała różki diabełka.
Moja siostra i Mikel dwa lata po odejściu Ady zostali małżeństwem, a także rodzicami wspaniałego chłopca Tom’a, który był wykapanym tatą. Po tacie odziedziczył również zamiłowanie do tańca. Już od małego wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że będzie wspaniałym tancerzem i jak się później okazało tak też było. Wygrywał wszystkie możliwe konkursy, co powodowało, że jego rodzice pęcznieli z dumy.
Natomiast trochę inaczej potoczyły się losy, Patrycji i Chrisa. Wzięli oni ślub, zostali rodzicami dwójki bliźniaków Marka i Viktorii, ale niestety po 12 latach małżeństwa coś zaczęło się miedzy nimi psuć. Kłócili się o byle, co. Bywały kłótnie o przestawiony kubek na blacie. Zaczęli po prostu sobie zawadzać w życiu. Widzieli, że ich dzieci przez to cierpią. Więc aby im zaoszczędzić widoku kłócących się rodziców rozwiedli się w pokojowej atmosferze. Patrycja wrócił do Polski razem z dziećmi, co nie bardzo podobało się jej byłemu mężowi, ale w końcu, gdy zrozumiał, że jego była żona nie utrudnia mu tym sposobem widywania się z dziećmi przestał mieć o to do niej żal. Nawet zauważył, że Patrycja ułatwia mu kontakty z dziećmi wożąc je do niego, kiedy tylko chciał, a nie mógł ruszyć się z Berlina.
Paulinę i Richie’ego przyjaciele określali mianem pary idealnej. Nie kłócili się praktycznie nigdy. Zawsze starali się wszystko rozwiązać w zgodzie. Po swoim ślubie, który odbył się, gdy oboje mieli skończone po 25 lat urodziła im się trójka dzieci. Dwóch chłopców: Kamil i Karol oraz jedna słodka dziewczynka: Cassie. Całą piątką mieszkali na obrzeżach miasta Los Angeles. Żyło im się tam wspaniale. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Richie został artystą solowym, więc miał mało czasu dla rodziny, ale starał im się to wynagradzać, kiedy tylko był w domu
A co się stało dalej z Jay’em? Otóż pomagał bratu zaistnieć w świecie gwiazd. Patrzył jak jego syn dorasta bez matki, dlatego zdecydował się na związek z Leną, która dziwnym trafem znowu pojawiła się w jego życiu. Jay za nic w świecie nie zgodził się na dzieci, ponieważ jej nie kochał. Było to małżeństwo z rozsądku. Chciał po prostu zapewnić synowi, aby ten wychowywał się w pełnej rodzinie. 

Rozdział 49 - "Nie chce więcej – Twoje serce do życia wystarczy"


Jest listopad. Na dworze panuje już prawdziwa jesień. Na chodniku leżą żółto – czerwone liście. Ludzie ubierają się już cieplej. Coraz częściej pada deszcz. Zbliżamy się do końca roku. Ostatnie miesiące od czerwca włącznie spędziłam w szpitalu na leczeniu. Podobno są jakieś postępy, ale zbyt małe, żebym mogła wyjść ze szpitala. Dlatego każde urodziny moi przyjaciele obchodzą skromnie w szpitalu abym ja również na nich była. Synka widzę codziennie Jay zawsze przychodzi z nim. Raz na tydzień odwiedzają mnie również moi rodzice. Poznałam mojego młodszego o 20 lat braciszka – Kubusia. Słodki malec od razu go pokochałam. Zresztą Bartek i Eve również.
Ostatni tydzień jest strasznie ciężki. Nabawiłam się okropnego kaszlu, ciężko mi się oddychało, praktycznie nie wstaje z łóżka. Lekarze są przerażeni zresztą jak wszyscy. Podsłuchałam jak Jay mówił do Izzy’ego, że nabawiłam się zapalenia płuc i musieli przestać mnie leczyć. A ja z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Moi rodzice na jakiś czas zamieszkali z Jay’em żeby być przy mnie codziennie i byli. Ich obecność dawała mi dużo siły. Nawet zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać. Nikt by nie pomyślał, że Ci ludzie są po rozwodzie i układają sobie życie na nowo. Wyglądali jak małżeństwo nawet tak się zachowywali. Czułam, że tata żałuje, iż odszedł od mamy. Teraz zauważyłam, że on nadal ją kocha, ale chyba było trochę za późno na takie wyznania. Z moją mama sytuacja była podobna. Rozstała się ze swoim kolega, z którym była, ale utrzymują przyjaźń, która się miedzy nimi narodziła. I powierzyła mi w sekrecie, że tata nie zamierza wziąć ślubu z matką jego dziecka. Widziałam w jej oczach radość. Miałam nadzieję, że ja nie popełnię takiego błędu i nie odejdę od Jay’a dla innego i będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Jay również opiekował się mną troskliwie. Spędzał przy mnie całe dnie a bywało, że również także i noce, kiedy gorączka opanowywała całe moje ciało, a ja nie byłam w stanie nawet sama napić się wody. Widziałam w jego oczach nie raz łzy. Wtedy tylko głaskałam go po policzku, a on przytulał go do mojej dłoni. Potrafiliśmy siedzieć przytuleni do siebie przez dobrą godzinę. Nic wtedy nie mówiliśmy. Słowa były zbędne. Chcieliśmy tylko abym wyszła ze szpitala i mogła zaopiekować się dzieckiem.
Kuba zaczął mówi. Powiedział nawet kilka razy „mama”, co powodowało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Mój słodki mały chłopiec. Tak żałowałam, że nie mogę uczestniczyć w pierwszych miesiącach jego życia. Miał 6 miesięcy był bardzo inteligentny. Nie chciał czasami wychodzić ze szpitala. Chciał zostać ze mną. Wtedy do akcji wkraczali Izzy i mała Anastazja, którzy powodowali, że Kacper wychodził ze szpitala bez większego sprzeciwu.
Moi przyjaciele również spędzali przy mnie wiele czasu. Nie dali mi myśleć o chorobie. Izzy cały czas żartował, za co czasami obrywało mu się od żony. A tak na marginesie, Kim i Izzy byli bardzo szczęśliwi ze sobą. To było widać, że dziecko umocniło tylko ich związek. A Izzy na każdego dziennikarza, który powiedział, że Kim złapała go na dziecko był gotowy rzucić się z pięściami, ale na szczęście na każdym wywiadzie towarzyszyli mu chłopcy, którzy wtedy zmieniali szybko temat. U reszty par było również bardzo spokojnie. Tylko Kamila znowu zaczęła kręcić się obok Mikela, który teraz o dziwo był zakochany w mojej siostrze po uszy i ciężko go było zobaczyć gdzieś bez niej. A moja siostra również rozkwitła w tym związku. Przestała tylko myśleć o pracy, ale również teraz coraz częściej zabierała gdzieś Kacpra i mówiła, że ona też chce mieć takiego małego chłopczyka, po chwili dodawała, że może być to dziewczynka ważne, aby było zdrowe i było dzieckiem Mikela.
***
- Jak to nie wyzdrowieje? – spytał Jay lekarza
- Proszę pana pańska żona nie wiem, jakim cudem, ale zachorowała na zapalenie płuc. Nikt inny w szpitalu nie zachorował, więc musiała po prostu podłapać jakiegoś drobnego wirusa. Dodatkowo jest osłabiona i mimo naszych usilnych starań choroba i owszem ustąpiła trochę, ale zapalenie płuc uniemożliwia nam prowadzenie dalszego leczenia, które potem zakończyłoby się przeszczepem szpiku. Organizm również jest za słaby i nie walczy z chorobą tak jak osoba zdrowa. Leki też nic nie dają. Dodatkowo zaczęła kaszleć krwią to nas bardzo niepokoi, a także gorączka, która nie daje się zbić niczym.
Jay nie wierzył w to, co słyszy. Przecież jeszcze nie dawno wszystko było dobrze. Jeszcze nie dawno miała wyzdrowieć. Byli tak blisko, a jednak coś musiało się zawalić. Jay wyszedł z gabinetu lekarskiego i usiadł na krzesełku. Zaraz do niego również doszli przyjaciele, ale nie ważyli się nic powiedzieć. A on zaczął płakać jak małe dziecko. Nie rozumiał tego, że los chce mu zabrać ukochaną kobietę. Przecież kochali się, mieli plany na przyszłość. Przyjaciele nie wiedzieli, co zrobić. Stali i patrzyli. Widzieli, że płacze i wiedzieli też, że na pewno to nie są łzy szczęścia. Domyślili się, że życie ich przyjaciółki dobiega końca. Że zostawi na ziemi męża i syna.
- Został jej tydzień życia – powiedział w końcu Jay dalej płacząc
Patrycja podeszła tylko do niego i przytuliła go. Sama również płakała. Przeżyła z nią tyle dobrych i złych chwil. Zawsze były razem. Zawsze, a teraz ona miała ją zostawić. Na zawsze.
Izzy wyszedł ze szpitala i zaczął spacerować pustymi uliczkami. Jego żona Kim nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że on traktował Adę jak siostrę, że jej śmierć będzie dla niego ogromnym przeżyciem, z którego ciężko będzie mu się podnieść. Izzy patrzył na ten szary i ponury świat, który zostanie pozbawiony według niego najlepszej istoty na świecie. Najbardziej barwnej istoty, w której życie zawsze było widać, która potrafiła się cieszyć tym życiem. Nie poddawała się nigdy. Zawsze dążyła do celu, zawsze dostawała to, co chciała. Ale teraz? Teraz nie mogła dostać dalszego życia, bo jej klepsydra właśnie przesypywała ostatnie ziarenka piasku. Popłynęła łza, a za nią następne. Otarł je szybko i wrócił do domu, aby tam w spokoju wypłakać się.
***
Leżałam w łóżku już od dobre tygodnia. Wiedziałam, że nadchodzi mój koniec. Nie pomagały słowa Jay’a, że wyzdrowieje. Byłam zbyt słaba na to wszystko. Gdy nikogo nie było płakałam. Nie bałam się śmierci. To nie chodziło o strach. Ja po prostu nie chciałam zostawić moich przyjaciół i mojej rodziny, dla której chciałam żyć. Chciałam patrzeć jak mój syn mówi pierwsze słowa, stawia pierwsze kroki rosną mu pierwsze ząbki. Chciałam to wszystko zobaczyć, a nie było mi to dane.
- Ada – powiedział delikatnie Jay
- Słucham? – odpowiedziałam z wielkim trudem.
Nawet mówienie dla mnie było czymś ciężkim
- Jak się czujesz? – spytał
- Średnio – odpowiedziałam, a po chwili dodałam – Jay posłuchaj mnie. Wiem, że nie da się mnie uratować. Proszę nie mów, ze jest inaczej, bo to i tak nic nie da. Kochaj naszego synka za nas dwoje, daj mu tak wiele miłości ile jesteś tylko wstanie, a wiem, że jesteś wstanie mu dać bardzo dużo miłości tyle ile mi dałeś. I opowiedz mu jak najwięcej o mnie – ostatnie zdanie powiedziałam ze łzami w oczach
Jay nie był wstanie nic powiedzieć. Przytulił mnie do siebie. Starał się nie płakać, ale wiem, że było mu ciężko. Ja wtuliłam się w niego. Jego perfumy, które poczułam znowu były dla mnie czymś wspaniałym. Chciałam, zostać na zawsze w jego ramionach dopóki będzie to możliwe. 

Rozdział 48 - "Tylko ten, kto kocha widzi, co jest prawdziwe w człowieku…"


- Jay nie wiem czy to jest dobry pomysł – powiedziałam do mojego męża następnego dnia wieczorem, kiedy jedliśmy kolacje
- Ada wiesz dobrze, że to jest wspaniały pomysł – powiedział Jay
- Ale co na to lekarz? – spytałam
- Powiedział, że to Ci nie zaszkodzi – powiedział
Nie byłam pewna, co do tych wakacji.
- Ada proszę Cię zgódź się – prosił mnie Jay
- Na ile? – spytałam
- Dwa tygodnie na Maderze – powiedział Jay
- Zgadzam się – odpowiedziałam po chwili milczenia
- Świetnie. W takim układzie zjem i zaraz zadzwonię do Izzy’ego, żeby wszystko ustalić – powiedział Jay z uśmiechem
- Dobrze – odpowiedziałam i zaczęłam sprzątać ze stołu a następnie zmywać naczynia.
A Jay poszedł do salonu, żeby obgadać z Izzy’m plan wycieczki. Gdy skończyłam sprzątać w kuchni poszłam do łazienki wziąć prysznic. Poczym położyłam się do łóżka, aby poczytać trochę książkę, a jednocześnie czekałam na Jay’a. W końcu po godzinie wrócił.
- I wszystko załatwione – powiedział zadowolony biorąc rzeczy do kąpieli
- Kiedy lecimy? – spytałam
- Za dwa dni
- Szybko – powiedziałam
- Zaraz wracam – powiedział i zniknął w łazience.
Ja dalej czytałam. W sumie to jednak cieszyłam się na te wakacje, ponieważ czułam, że to będą niezapomniane wakacje. Spędzimy je wszyscy razem. Z przyjaciółmi. Cały czas nie powiedziałam jeszcze rodzicom, że jestem chora. Nie wiedziałam jak to zrobić. Nie chciałam, żeby zamartwiali się tym, ale z drugiej strony wiedziałam, że będą źli na to, że powiedziałam im tak późno. Postanowiłam, że zrobię to jutro. Co prawda będę musiała zrobić to przez telefon, bo przecież oni tutaj nie przyjadą na każde moje zawołanie. W końcu wrócił do mnie również Jay.
- Nasze pierwsze wspólne wakacje – powiedział Jay obejmując mnie ramieniem.
W sumie to miał racje. Odkąd się znamy nie byliśmy na wspólnych wakacjach. No cóż kiedyś musi być ten pierwszy raz. Tylko trochę szkoda, że nie będą to wakacje tylko rodzinne, ale wierzyłam, że również tam znajdziemy kilka chwil dla siebie.
- Zgadza się – powiedziałam i przytuliłam się do niego.
- A potem polecimy do moich rodziców. Chcą w końcu wnuka zobaczyć – powiedział Jay
- To potem do moich. Oni też jeszcze Kacpra nie widzieli – powiedziałam
- Jak sobie życzysz – powiedział do mnie
W sumie to w takim razie mogę powiedzieć rodzicom dopiero jak pojadę do nich.
Następny dzień zleciał mi na pakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy, zarówno moich jak i Jay’a oraz Kacpra. Mój synek patrzył na mnie dziwnie widząc swoją mamę biegającą po mieszkaniu ze stertami ubrań, a potem starającą się upchać to wszystko we walizki. W pewnych momentach musiałam wyglądać śmiesznie, ponieważ śmiał się, a ja razem z nim. Przy malutkim zapominałam o mojej chorobie. Tak samo było przy Jay’u. Gdy był obok po prostu moja choroba nie istniała. Najgorzej było wieczorami i nocami, kiedy nie mogłam zasnąć. Wtedy czasami nawet płakałam, ale Jay na szczęście nic nie słyszał, bo był zmęczony ostatnimi chwilami z zespołem.
- To, co lecimy podbić Maderę? – spytał Izzy, gdy już wszyscy byliśmy na lotnisku
- No oczywiście – powiedziała Kamila 
- To zapraszam do samolotu – powiedział, gdy wrócił z chłopakami, którzy byli oddać nasze bagaże.
Odprawa paszportowa, a potem wszyscy weszliśmy na pokład samolotu. Mieliśmy na szczęście miejsca obok siebie, to nie musieliśmy krzyczeć do siebie, żeby coś powiedzieć. Ja i mój syn przespaliśmy cały lot. Po wylądowaniu i odebraniu naszych bagaży taksówkami pojechaliśmy do wynajętego domku nie daleko plaży.
- To tutaj spędzimy najbliższe dwa tygodnie – powiedział Izzy, gdy już wszyscy staliśmy przed domem
- Wiesz, co Izzy – zaczęłam
- Słucham? – spytał
- Chociaż raz Ci wszystko się udało – powiedziałam, na co całe towarzystwo zaczęło się śmiać, a ja dodałam – nie licząc oczywiście córki
- Policzymy się na plaży – powiedział Izzy i otworzył drzwi od domu
- Ja na Twoim miejscu bym się bała – powiedziała Patrycja, co ja skomentowałam tylko śmiechem.
Reszta dnia minęła nam na rozpakowywaniu się i poznawaniu, co jest w domku. Potem wszyscy jeszcze trochę posiedzieliśmy w salonie i pooglądaliśmy telewizję, a potem udaliśmy się spać.
Praktycznie cały czas spędzaliśmy na plaży. Ja i Kim mało przebywałyśmy w morzu, ponieważ zarówno Kacper jak i Anastazja wymagali ciągłej opieki, a dodatkowo jak mamy się gdzieś oddalały to był płacz, że mała głowa. Ale Jay nie zostawiał mnie na długo. Zawsze bardzo szybko wracał i bawił się ze swoim synkiem. Było tutaj bardzo ciepło.
Przez całe dwa tygodnie ani razu nie pomyślałam o mojej chorobie. Zachowywałam się jak zupełnie normalna dziewczyna. Wszystko wydawało mi się normalne nawet to, że czasami czułam się słabiej i po prostu jakakolwiek czynność sprawiała mi trochę trudności.
Głównym ulubionym zajęciem dla panów była gra w karty szczególnie wieczorami. Wtedy po prostu z dziewczynami mogłyśmy się z nich godzinami śmiać.
- Cameron oszukiwałeś! – krzyczał Izzy, gdy po raz kolejny przegrał z Cameronem
- Nie prawda to Ty nie umiesz w to grać – mówił rozśmieszony Richie
- To Ty oszukujesz – upierał się przy swoim Izzy
- Jasne… - powiedział Cameron
- Ale w sumie to Izzy może mieć racje – dołączył się do dyskusji Jay
- Jay i Ty mi nie wierzysz? – spytał z wyrzutem najmłodszy z chłopaków
- Nie ja tylko sumuje fakt, że zawsze wygrywasz
- Bo Wy nie umiecie grać – upierał się teraz przy swoim Richie
Na takich i innych rozmowach upłynęły nam dwa tygodnie. Ciężko nam było wrócić z tak wspaniałych wakacji, ale wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć.
***
Jay jechał do lekarza po wyniki ostatnich badań Ady. Miał nadzieję, że chociaż trochę jej stan zdrowia się poprawił. Że pożyje jeszcze dłużej niż tylko 4 miesiące. Gdy wszedł do gabinetu lekarz od razu mu powiedział:
- Mam dobre wieści – powiedział lekarz
W serce Jay’a wstąpiła nadzieja.
- Wyniki badań poprawiły się i to znacznie. Bardzo mnie to dziwi, ale mogę panu powiedzieć, że możemy zacząć walkę z chorobę, ale nie tylko po to żeby przedłużyć jej życie, ale żeby ją z tego wyleczyć – skończył lekarz
Jay sam nie wierzył w to, co usłyszał. Po prostu było to dla niego jak piękny sen. Jak sen, który śnił mu się każdej nocy, od kiedy dowiedział się, że Ada jest chora.
- Jakie są warunki leczenia? – spytał Jay
- Musi być w szpitalu – powiedział lekarz
- To jest konieczne? – spytał Jay
- Tak. I rozumiem, ze pan się zgadza i mam szykować, dla niej salę?
- Tak oczywiście – powiedział Jay i pożegnał się z lekarzem.
***
- Do szpitala? – spytałam dla upewnienia się
- Tak kochanie. Prawda, że zgadzasz się tam pójść? – spytał z nadzieją
- Tak. Muszę wyzdrowieć. Dla Ciebie i dla Kacperka – powiedziałam
- Cieszę się. Za dwa dni masz być w szpitalu – powiedział i mnie przytulił. 

Rozdział 47 - "Więcej marzeń niż czasu by je spełnić, więcej namiętności niż serce może zmieścić"


W życiu nie ma czasu na zastanawianie się nad tym, co się zrobiło i czy podjęło się dobrą decyzję czy nie. Tak przynajmniej myślą ludzie, którzy są w moim wieku i mają jeszcze wiele lat życia przed sobą. Ale nie ja. Ja byłam chora. W tym roku miałam skończyć 21 lat. Urodziłam ślicznego synka, miałam wspaniałego męża. Miałam wszystko oprócz zdrowia.
Właśnie siedziałam na balkonie naszego mieszkania i patrzyłam na zachodzące słońce. Jay musiał jeszcze trochę pobyć z zespołem w związku z nagraniem ich ostatniego wspólnego clipu. Kacper spał. Każda chwila spędzona z nim była dla mnie bardzo ważna.
- Ada, co Ty tu robisz tak lekko ubrana? – spytał Jay, który wszedł do domu i od razu zaczął mnie szukać, a gdy zobaczył nie na balkonie o mało nie dostał zawału.
Miałam na sobie długie spodnie i bluzkę z krótkim rękawem. Odkąd dowiedział się o mojej chorobie dbał o mnie jak o malutkie dziecko. Sprawdzał czy wzięłam leki, czy jestem ciepło ubrana, czy zjadłam odpowiednią ilość jedzenia. Teraz aktualnie zarzucił mi swoją bluzę na ramiona.
- Nie wolno Ci się wietrzyć – powiedział czule głaszcząc mnie po policzku
- Ciepło jest – powiedziałam z uśmiechem
- Możliwe, ale jeszcze jest za wcześnie na krótki rękaw – powiedział do mnie
- Już dobrze. Będę grzeczna – obiecałam i przytuliłam się do niego
- Za dwa dni zaczynamy kręcić teledysk – powiedział
- Dobrze – odpowiedziałam
- A jak Kacper? – spytał
- A dobrze. Teraz śpi. Grzeczny jest
- Po tatusiu – powiedział
- Chyba po tatusiu tatusia – stwierdziłam ze śmiechem
- Nie wierzysz mi? – spytał biorąc mnie na ręce i zanosząc do sypialni
- Nie – odpowiedziałam ze śmiechem.
Ta odpowiedź okazała się odpowiedzią błędną, ponieważ Jay zaczął mnie łaskotać.
- Przestań – powiedziałam próbując mu się wyrwać
- To jak wierzysz mi czy nie? – spytał łaskocząc mnie dalej
- Nie – odpowiedziałam ze śmiechem
- Sama tego chciałaś
            - Przestań – mówiłam
- A co za to będę miał? –spytał na chwile przestając mnie łaskotać
- Udam, że Ci wierze – powiedziałam
- Tylko?
- A co Ty byś chciał? – spytałam
- Buziaka – odpowiedział
Pocałowałam go w policzek i powiedziałam:
- Proszę
- Nie takiego
- A jakiego? – spytałam i zaczęłam udawać, że nie wiem, o co mu chodzi
- Takiego normalnego – zaczął mówić z miną małego dziecka
- Normalnego?
- Tak
- Takiego? – spytałam i pocałowałam go namiętnie
- Dokładnie o takiego mi chodziło – powiedział Jay i tym razem to on mnie pocałował.
Niestety nie mogliśmy długo się sobą nacieszyć, bo nasz synek usłyszał głos Jay’a co spowodowało, że obudził się i zaczął nas wołać. Tak, więc udaliśmy się do naszej pociechy, aby zobaczyć, co się stało, że zrobił taki alarm. Gdy doszliśmy do łóżeczka okazało się, że Kacper wcale nie płacze. A gdy zobaczył Jay’a natychmiast zaczął się śmiać i wyciągać ręce do niego.
- Ktoś się za Tobą stęsknił – powiedziałam z uśmiechem, kiedy Jay przytulał Kacpra do siebie
- Ja za nim tez – powiedział Jay i pocałował go w czółko
Postaliśmy tak jeszcze chwilę, a potem Jay zaczął usypiać małego a ja udałam się do łazienki, żeby wziąć prysznic, a następnie położyłam się spać. Ostatnią rzeczą, jaka pamiętam zanim zasnęłam to było jak Jay całuje mnie w policzek i kładzie się obok.
***
- Jay dalej nie chce zmienić decyzji? – spytała Paula, gdy wszyscy siedzieli w salonie w mieszkaniu dziewczyn
- Tak. Powiedział, że teraz Ada jest najważniejsza – powiedział Chris
- W sumie to mu się nie dziwie – powiedział Izzy trzymając swoją córeczkę na kolanach – po prostu chce nacieszyć się nią
- Właśnie… Dlaczego to ona musi odejść? Przecież jak nikt inny zasługuje na szczęście – stwierdziła Kim
- Takie jest życie – powiedział Mikel
- Strasznie ono jest niesprawiedliwe. Znam ją z Paulą najdłużej i wiemy, że to ona najbardziej z nas wszystkich zasługuje na szczęście
- Możliwe. Co prawda nie wiem, jaką miała przeszłość, ale wierzymy Wam na słowo – powiedział Richie
- Zawsze pech w miłości, zawsze problemy z otoczeniem. I dlatego taka była. Po prostu zaczęła się bronić przed otoczeniem, przed uwagami i komentarzami innych – Paula
- Ale jak była u mnie w Berlinie było to samo. Rzadko gdzieś wychodziłyśmy – dodała Kamila
- A jak się Jay czuje? – Kamila
- W miarę. Udaje, że wszystko gra. Ale jak nikt nie patrzy to zerka na telefon czy czasem nie dzwoniła. A sam do niej dzwoni częściej niż ustawa przewiduje. – Izzy
- W sumie to nie da się z nim rozmawiać. Widać, że nawet śpiewanie nie sprawia mu przyjemności. Śpiewa z musu – wtrącił się Roger
- To źle – powiedziała Kamila
- Bardzo źle. – poparła ją Kim
Wszyscy zamilkli. Nie wiedzieli, co mówić dalej. Nikt nie rozumiał tego, co spotkało Adę. Miała umrzeć. Bo? Bo zachorowała. Miała zostawić syna i męża. Nikomu z nich to nie mieściło się w głowie. Mieli stracić przyjaciółkę, bo medycyna była bezradna.
- Mam pomysł – powiedział w końcu Izzy
- Jaki? – spytała jego żona
- Zorganizujmy wspólne wakacje. Zapomnimy o chorobie. Będziemy się bawić, cieszyć się życiem. I tylko mi nie mówicie, że to jest głupi pomysł. Przecież chcemy zapamiętać ją roześmianą, a nie wiecznie smutną. A na tych wakacjach nie damy jej chwili, żeby myślała o chorobie – Izzy mówił jak nakręcony, a w jego oczach pojawiły się wszystkim znane iskierki, które powodowały, że każdy zaczynał go wtedy popierać.
- W sumie to Izzy ma racje – odezwał się jako pierwszy Mikel
- Dokładnie. To będą niezapomniane wakacje. Całe dwa tygodnie na ciepłej plaży – powiedziała Patrycja
- Dokładnie. Jutro trzeba to obgadać z Jay’em. – powiedział Izzy.  

Rozdział 46 -"Miłość prawdziwa zaczyna się wtedy, gdy niczego w zamian nie oczekujesz"


- Jak to nie wiadomo, co z Adą? – spytał Izzy trzymając na rękach Anastazje
- Normalnie. Robią jej jeszcze jakieś badania – odpowiedział Jay
- Ale co jej jest? – spytała zaniepokojona Patrycja
- Krwotoki z nosa, dwa miesiące ciąży w szpitalu. Dlaczego nikt mi wcześniej o tym nie powiedział?! – spytał przyjaciół
- Ada prosiła… - zaczęła Paulina
- Ada prosiła, Ada prosiła. Ludzie jej coś może zagrażać, a Wy mi się tutaj tłumaczycie, bo ona prosiła – Jay przestawał nad sobą panować.
- Jay uspokój się – starał kumpla uspokoić Richie
- Nie umiem. Martwię się o nią – Jay
- My też – odpowiedzieli wszyscy chórem
- No, czemu malutki płaczesz? – spytał Jay synka wyjmując go z łóżeczka.
Mały od razu przestał płakać. Jay popatrzył na swojego kilkudniowego synka. Był bardzo podobny do niego. Miał jego oczy, rysy, kolor włosów, ale miał coś, co niebyło odziedziczone po nim – był to uśmiech. Uśmiech miał po Adzie.
Jay przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie, kiedy to jako pierwsza pewnym krokiem weszła na sale. Miał wtedy wrażenie, że nagle cała sala rozjaśniała, a jaj uśmiech przegonił wszelkie smutki, jakie wtedy miał. Jej ruchy tak płynne, ze miał wrażenie, że unosi się w powietrzu. Potem ich kłótnie, sprzeczki, które toczyli o wszystko. Każdy jej gest nawet ten najgorszy był dla niego wszystkim.
Tak naprawdę miał nadzieje, ze te krwotoki z nosa i osłabienie to nic poważnego i zaraz po wszystkich badaniach wróci do domu.
***
- Jak się czujesz? – spytał Jay z troską w głosie, gdy wszedł do sali, w której leżałam już ponad tydzień
- Dobrze – odpowiedziałam z uśmiechem
- Jutro już wychodzisz – rzekł Jay
Wyraźnie widziała, że coś go gryzie
- Jay są już wyniki moich badań? – spytałam
- Tak – odpowiedział
- I co? – spytałam
Zapadła cisza. Jay unikał mojego wzorku. Widziałam, że boi się powiedzieć mi prawdę.
- Jay – powiedziałam i dotknęłam jego ręki
Dalej milczał. Dalej nie patrzył mi w oczy.
***
Jay siedział w Sali swojej żony i przypominał sobie rozmowę z lekarzem
- Panie Khan nie mam dobrych wieści – zaczął lekarz
- To znaczy? – spytał przestraszony Jay
- Pańska żona jest chora na ostrą białaczkę szpikową – powiedział lekarz
- Jak to? – spytał Jay
- Podejrzewam, ze zachorowała w 7 miesiącu ciąży, a lekarz, który opiekował się nią nie zwrócił większej uwagi na wyniki.
- Czy da się ją wyleczyć? – spytał Jay drżącym  głosem
- Przykro mi, ale choroba zadziwiająco szybko się rozwija i już jest za późno. Oczywiście będziemy dawać jej lekarstwa, żeby przedłużyć jej życie, chociaż o dzień. Aktualnie szacuje, ze pozostało jej około 4 miesięcy życia – mówił lekarz
- Kiedy będzie mogła wyjść?
- Wypiszemy ją jutro, ale proszę zdawać mi relacje ze stanu jej zdrowia – tutaj podał mu karteczkę z numerem telefonu.
***
- Ada… - zaczął niepewnie
- Tak?
- Musze Ci coś powiedzieć
- Co takiego? 
- Jesteś chora – zaczął
- Na co?
- Na ostrą białaczkę szpikową – powiedział na jednym wdechu
- Mam raka – powiedziałam szeptem, a w moich oczach pojawiły się łzy
- Kochanie – rzekł Jay i złapał moje ręce w swoje dłonie – Będzie dobrze – mówił tuląc mnie do siebie.
Ja płakałam wtulona w mężczyznę mojego życia. Nagle moje życie przestało mieć sens.
- Kochanie – Jay zaczął łagodnie – nie płacz. Jutro zobaczysz synka. On bardzo za Tobą tęskni
- Czy ja będę leczona? – spytałam
Czułam się jak małe dziecko. Byłam zagubiona i wystraszona.
- Tak kochanie. Oczywiście, że będziesz leczona – odpowiedział Jay lekko się uśmiechając
Przytuliłam się do niego mocniej. W jego ramionach szukałam bezpieczeństwa, oparcia i pomocy w walce z chorobą. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego ja? Miałam teraz rodzinę. Kochanego męża i najwspanialszego syna. Jak nigdy posiadałam wielką wolę życia? Chciałam żyć, bo miałam, dla kogo. Miałam mnóstwo planów, marzeń, które chciałam spełnić.
- Zaśnij malutka – poprosił Jay głaszcząc mnie po włosach.
Jego głos zawsze działał na mnie kojąco, uspokajał mnie, powodował, że to, co złe odchodziło niepamięć. Teraz też tak było. Zasnęłam jak malutkie dziecko w ramionach człowieka, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
***
- Nie odzywajcie się nic na temat jej choroby – powiedział Jay do reszty, kiedy czekali na mnie przed szpitalem
- Oczywiście – powiedział Izzy i podszedł do mnie i przytulił, gdy już do niech doszłam
- Przyjacielu jak dobrze Cię widzieć – powiedziałam
- Siostro w końcu wróciłaś do nas.
Uśmiechnęłam się lekko i zaraz podeszłam do Jay’a, który na rękach miał Kacpra. Mały od razu wyciągnął do mnie swoje malutkie rączki. Wzięłam go na ręce i przytuliłam.
- Witaj kochanie. W końcu wracam do domu – powiedziałam i wsiadłam do auta.
W domu wszystko było wysprzątane.
- Postarałeś się – powiedziałam do Jay’a i pocałowałam go
Gdy wszyscy siedzieliśmy w salonie. Byli nawet Mark i Mike. Jay postanowił im coś powiedzieć.
- Nie przychodzi mi to łatwo, ale ze względu na ostatnie wydarzenia musze to zrobić. Zespół był i jest dla mnie wszystkim. Dzięki niemu poznałem moją żoną i 4 wspaniałe przyjaciółki. Co prawda wiele było ciężkich chwil, ale zawsze dawaliśmy sobie radę. Odchodzę z US5 żeby zaopiekować się żoną i synem.
Po wystąpieniu Jay’a nastąpiła cisza. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wszyscy wiedzieliśmy, że dla Jay’a zespół jest całym życiem. I tak nagle chce z tego zrezygnować. Przecież to było nie do przyjęcia wyobrazić sobie US5 bez Jay’a. On zawsze łagodził wszystkie spory, podejmował najlepsze decyzje.
- Jay jesteś tego pewien? – spytał Mark po kilku minutach ciszy
- Tak. Uważam, że teraz moje miejsce jest przy mojej żonie i synu. Oni bardziej mnie potrzebują niż zespół. Mnie może zastąpić Roger. Zresztą rozmawiałem z nim na ten temat i powiedział, że bardzo chętnie mnie zastąpi. Moja decyzja jest ostateczna, nie zmienię jej – powiedział i objął mnie ramieniem
- Jay Ty nie możesz odejść – zabrał głos Izzy
- Izzy jestem pewien, że Ty w mojej sytuacji postąpiłbyś tak samo – stwierdził Jay
Znowu chwila ciszy.
- Jay nie musisz rezygnować z zespołu. Dam sobie radę z Kacprem – powiedziałam szeptem
- Ada przestań. Musze być teraz przy Tobie i przy synku. I kochanie nawet Ty nie sprawisz, że zmienię swoją decyzję. – powiedział i pocałował mnie w czoło
- Ale… - zaczęłam
- Nie ma żadnego, ale – powiedział.
Więcej do tego tematu nie wracaliśmy. Mimo wszystko byłam szczęśliwa, że Jay będzie cały czas przy mnie i przy dziecku. Kilka dni po wypisaniu ze szpitala poszłam do lekarza, aby dowiedzieć się coś więcej na temat mojej choroby. Lekarz powiedział mi, co mi wolno, a co nie. Wszystko dokładnie zapisał mi na kartce i kazał stosować się do tego. Dostałam także pełno leków, które musiałam wykupić. Znowu miałam dawną wole życia. Znowu chciałam żyć i walczyć o to, co mam. Patrzyłam codziennie na mojego synka i męża i dziękowałam Bogu za to, co mnie spotkało. Nie chciałam tego stracić i obiecałam sobie, że do tego nie dojdzie. Jay i przyjaciele zawsze mnie wspierali. W szczególności Izzy poświęcał mi dużo czasu. Na szczęście ani Kim, ani Jay nie mieli nam tego za złe. Był dla mnie jak starszy brat, któremu mogłam wszystko powiedzieć.